sobota, 17 września 2011

Mufinki imbirowe z gruszkami

Połączenie imbiru z gruszką poznałem w jednej z praskich czekoladziarni – Choco Cafe (bez wątpienia najlepszy lokal, jaki odwiedziłem w czeskiej stolicy; miejsce intensywnie pachnące czekoladą, które zachwyci każdego czokoholika). Zaryzykowałem i gruszkowo-imbirowe połączenie postanowiłem zastosować w mufinkach. Intuicja mnie nie zawiodła. Babeczki wyszły rewelacyjne. Pachnące i bardzo delikatne (ciasto uzyskało delikatność dzięki dodatkowi jogurtu naturalnego) z puszną kruszonką na wierzchu. Wspaniale sprawdzają się zarówno na śniadanie, jak i do popołudniowej herbatki. Późnym wieczorem też smakują wybornie :)

środa, 14 września 2011

Mufinki czekoladowe z malinami

Kiedy przychodzi mi ochota na słodki wypiek, a nie chce mi się wychodzić na zakupy, zabieram się za przygotowanie mufinek. Zawsze bowiem znajdzie się pod ręką kilka produktów, z których można przyrządzić małe babeczki. Mąką, cukier, jajka – tego nigdy nie brakuje w mojej kuchni. Do tego odrobina masła lub oleju, mleka, jogurtu, maślanki, trochę owoców, z czekoladą lub bez... Wymieniać można w nieskończoność. Ograniczeniem jest tylko nasza wyobraźnia. Problem pojawia się natomiast w momencie, kiedy chcę spisać przepis. Czego to ja dokładnie użyłem? Tym razem się udało (nie zawsze jednak tak bywa :)).

poniedziałek, 12 września 2011

Ciasto śliwkowe niedzielą pachnące

Sezon na śliwki i jabłka trwa. Na straganach wybierać możemy spośród wielu odmian tych owoców (choć nie wiedzieć czemu na wrocławskich straganach niemal wszystkie śliwki, nawet te wielkie i okrągłe, podpisywane są jako węgierki). Dziś proponuję śliwki na półfrancuskim cieście drożdżowym. Ciasto jest niestety trochę pracochłonne, ale efekt zdecydowanie wart pracy włożonej w jego przygotowanie. Gotowe ciasto francuskie możemy kupić niemal w każdym sklepie, półfrancuskiego drożdżowego raczej w żadnym nie dostaniemy. Dlatego wszystkich, którzy dysponują odrobiną wolnego czasu zachęcam do zmierzenia się z tym ciastem. Wypiek wyszedł bowiem rewelacyjny – środek ciasta bardziej drożdżowy, brzegi zaś chrupiące i bardziej francuskie. Całość szybko znikała z talerza...

czwartek, 8 września 2011

Tartaletki z jabłkami

Dziś kolejna odsłona jabłek – owoców, które moim zdaniem w wypiekach sprawdzają się zawsze. Tym razem również nie zawiodły. Najzwyklejsze kruche ciasto i jabłka – przepis prosty i niewymagający. Efekt za to bardzo udany. No i obyło się bez cynamonu, dzięki czemu tartaletki smakują jabłkiem w najczystszej postaci. Z pewnością będę powracał do tego przepisu.

wtorek, 6 września 2011

Serniczki cytrynowe

W przerwie między jabłkowymi wypiekami pojawia się sernik. W postaci niekonwencjonalnej – małych tartaletek. Nie mam skłonności do samozachwytu, ale przyznam, że serniczki wyszły rewelacyjne. Cytryna była strzałem w dziesiątkę. Polecam!

niedziela, 4 września 2011

Wiedeński strudel z jabłkami

Dziś kolejny przysmak prosto z Wiednia – Apfelstrudel, czyli strudel z jabłkami. W Wiedniu równie popularny jak tort Sachera. Apfelstrudel to ogromna ilość jabłek zawinięta w cieniutkie płaty ciasta. Pachnie cynamonem i goździkami. Smakuje wybornie. Najlepszy jeszcze ciepły, obficie posypany cukrem pudrem.

piątek, 2 września 2011

Sachertorte – tort Sachera

Jednym z deserów, które miałem przyjemność skosztować w Wiedniu był tort Sachera – słodki symbol tego miasta. Deser ten wymyślony został przez Franza Sachera w 1832 roku. Od tamtej pory wielu cukierników próbowało rozszyfrować recepturę Sachera. Powstały liczne warianty i modyfikacje przepisu na tort czekoladowy przełożony morelową marmoladą. Mianem "oryginalnego tortu Sachera" określić można jednak tylko ciasto stworzone w oparciu o przepis pochodzący z wiedeńskiego hotelu Sacher, gdzie receptura przechowywana jest niczym największa tajemnica państwowa. Przepis ten został jednak częściowo odtajniony. W 1980 roku Carla Sacher (żona wnuka Franza Sachera) przekazała swojej wnuczce na piśmie przepis na "domową" wersję tortu Sachera. Przekazała za pomocą kuriera...

czwartek, 1 września 2011

Wiedeń – gorąca i słodka stolica Austrii

    Wiedeń przywitał mnie licznymi remontami. W ścisłym centrum miasta, pełnym gotyckich wież i barokowych kopuł, zewsząd dochodziły odgłosy świdrowania, wiercenia i kłucia. Zabytkowe serce miasta, zamiast witać dostojeństwem, powitało warkotem samochodów i fetorem spalin. Takie oblicze Wiednia zobaczyłem o godzinie 9.00. Bardzo różniło się od moich oczekiwań. Czy to jest miasto, do którego przyjeżdżają tłumy turystów? Chyba nie.
    Na szczęście wiedeńska godzina 9.00 nie trwała wiecznie i wraz ze wzrostem temperatury przybywało turystów i ubywało samochodów, które porankiem pojawiły się zapewne w celach dostawczych. Około południa i tak nie miałyby szans na dotarcie do centrum. Sieć turystów była tak gęsta, że miejsca pośród nich wystarczyłoby co najwyżej dla niewielkiego roweru. Lub dla kilku innych turystów.
    Temperatura nadal rosła, osiągając blisko 35°C w cieniu. Chłodu daremnie było szukać nawet w wąskich i cienistych uliczkach, których w Wiedniu nie brakuje. Chłód gdzieś zniknął. A zwiedzać jakoś trzeba. I tak oto zwiedzam łapiąc opaleniznę, graniczącą niemalże z oparzeniem pierwszego stopnia.
   Podziwiając piękne budowle i pomniki, rozglądam się za kawiarniami (wszak Wiedeń kawiarnią stoi!). Zaglądam do ogródków, podziwiam przytulne wnętrza i wertuję słodkie menu. Apetyt na wiedeńskie smakołyki rośnie. Długo nie wytrzymuję i postanawiam go zaspokoić. Trafiam do kawiarni położonej niedaleko katedry św. Stefana. Wybór nie trwa długo, sięgam bowiem po klasykę wiedeńskich słodkości: Wiener Apfelstrudel i Sachertorte (innego wyboru sobie nie wyobrażam). A do tego kawa melange, czyli kawa podawana z dużą ilością mleka, ukoronowana odrobiną bitej śmietany i posypana mieszanką kawy, cynamonu i kakao. Po chwili kelner przynosi zamówienie – kuszące ciasta i pachnącą kawę, do której podano szklaneczkę lodowatej wody z kranu (kawa najpewniej przygotowana została na bazie tej samej kranówki). Kranówka? Ależ tak! W kranach wiedeńczyków płynie bowiem czysta, smaczna woda źródlana z oddalonych o 90 km wysokich gór. Kawie nadaje ona niesamowity smak. Delektuję się każdym jej łykiem. Delektuję się także każdym kęsem ciasta. Słodki Wiedeń nie rozczarowuje. Słodki Wiedeń zachwyca.
    Po przerwie wracam do zwiedzania. Podziwiam kolejne gmachy: liczne muzea, kościoły, pałace, parlament, ratusz. Robię zdjęcia. Jak zwykle za dużo. Upał nie odpuszcza. Chłodzę się wiedeńską kranówką, lepszą niż niejedna woda z butelki. I nie dlatego, że darmowa.
    Dzień mija. Czas wracać. Wiedeń dostał w przydziale tylko jeden dzień tegorocznych wakacji. Tylko jeden i aż jeden. Wiele innych miast nie dostało żadnego. Opuszczam centrum i udaję się w kierunku dworca Wien Mitte. Wiedeń żegna przyjemnym gwarem i tłumem zadowolonych turystów. Ja też jestem zadowolony. O poranku już nie pamiętam.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...