czwartek, 1 września 2011

Wiedeń – gorąca i słodka stolica Austrii

    Wiedeń przywitał mnie licznymi remontami. W ścisłym centrum miasta, pełnym gotyckich wież i barokowych kopuł, zewsząd dochodziły odgłosy świdrowania, wiercenia i kłucia. Zabytkowe serce miasta, zamiast witać dostojeństwem, powitało warkotem samochodów i fetorem spalin. Takie oblicze Wiednia zobaczyłem o godzinie 9.00. Bardzo różniło się od moich oczekiwań. Czy to jest miasto, do którego przyjeżdżają tłumy turystów? Chyba nie.
    Na szczęście wiedeńska godzina 9.00 nie trwała wiecznie i wraz ze wzrostem temperatury przybywało turystów i ubywało samochodów, które porankiem pojawiły się zapewne w celach dostawczych. Około południa i tak nie miałyby szans na dotarcie do centrum. Sieć turystów była tak gęsta, że miejsca pośród nich wystarczyłoby co najwyżej dla niewielkiego roweru. Lub dla kilku innych turystów.
    Temperatura nadal rosła, osiągając blisko 35°C w cieniu. Chłodu daremnie było szukać nawet w wąskich i cienistych uliczkach, których w Wiedniu nie brakuje. Chłód gdzieś zniknął. A zwiedzać jakoś trzeba. I tak oto zwiedzam łapiąc opaleniznę, graniczącą niemalże z oparzeniem pierwszego stopnia.
   Podziwiając piękne budowle i pomniki, rozglądam się za kawiarniami (wszak Wiedeń kawiarnią stoi!). Zaglądam do ogródków, podziwiam przytulne wnętrza i wertuję słodkie menu. Apetyt na wiedeńskie smakołyki rośnie. Długo nie wytrzymuję i postanawiam go zaspokoić. Trafiam do kawiarni położonej niedaleko katedry św. Stefana. Wybór nie trwa długo, sięgam bowiem po klasykę wiedeńskich słodkości: Wiener Apfelstrudel i Sachertorte (innego wyboru sobie nie wyobrażam). A do tego kawa melange, czyli kawa podawana z dużą ilością mleka, ukoronowana odrobiną bitej śmietany i posypana mieszanką kawy, cynamonu i kakao. Po chwili kelner przynosi zamówienie – kuszące ciasta i pachnącą kawę, do której podano szklaneczkę lodowatej wody z kranu (kawa najpewniej przygotowana została na bazie tej samej kranówki). Kranówka? Ależ tak! W kranach wiedeńczyków płynie bowiem czysta, smaczna woda źródlana z oddalonych o 90 km wysokich gór. Kawie nadaje ona niesamowity smak. Delektuję się każdym jej łykiem. Delektuję się także każdym kęsem ciasta. Słodki Wiedeń nie rozczarowuje. Słodki Wiedeń zachwyca.
    Po przerwie wracam do zwiedzania. Podziwiam kolejne gmachy: liczne muzea, kościoły, pałace, parlament, ratusz. Robię zdjęcia. Jak zwykle za dużo. Upał nie odpuszcza. Chłodzę się wiedeńską kranówką, lepszą niż niejedna woda z butelki. I nie dlatego, że darmowa.
    Dzień mija. Czas wracać. Wiedeń dostał w przydziale tylko jeden dzień tegorocznych wakacji. Tylko jeden i aż jeden. Wiele innych miast nie dostało żadnego. Opuszczam centrum i udaję się w kierunku dworca Wien Mitte. Wiedeń żegna przyjemnym gwarem i tłumem zadowolonych turystów. Ja też jestem zadowolony. O poranku już nie pamiętam.




















I jeszcze kilka zdjęć słodkich wiedeńskich wystaw:


5 komentarzy:

  1. Relacja i zdjęcia świetne - nabrałam ochoty, by zrealizować swój niecny plan wycieczki do Wiednia szybciej niż w 2012 ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Architektura swoja droga, ale na widok tych czekoladek pociekla mi slinka! Kto wie, moze wyladujemy w Wiedniu jeszcze w tym roku, na swieta...?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiadomo co bardziej godne podziwu: zabytki, czy wystawy ze słodkościami? :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...